Autor |
Wiadomość |
Bzyś.
Nowicjusz
Dołączył: 13 Kwi 2008
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: z Tostownicy ^.*
|
|
Freunde. #9 |
|
I co, i co? Ja, Helka, muszę jej to wklejać. No co za kobieta. xD Będzie po kilka rozdziałów naraz.
1.
Chłodny, styczniowy poranek zdążył ogarnąć całe miasto. Śnieg tego dnia zaszczycił Niemieckie miasta, w tym Magdeburg. Ludzie śpieszyli się, nie zwracając na siebie uwagi. Co parę minut dało się słyszeć chłodne, zdenerwowane „przepraszam”. Wszyscy mieli cel tej całej bieganiny, podobnie jak i ona. Mała, ruda dziewczynka, o zabawnej barwie głosu, pędziła, aby jak najszybciej znaleźć się w ciepłej, kolorowej klasie. Wtem obok niej gwałtownie zahamował samochód, nie brudząc ani skrawka jej czerwonej kurtki, na której lądowały drobne płatki śniegu.
-Wsiadaj!- krzyknął chłopięcy głos.- Wsiadaj, moja mama nie ma czasu na to, aby rozkapryszona księżniczka Emily zastanawiała się!
-Tom, nie krzycz na nią! Ja ci dam, łobuziaku!- Blondynka pokiwała palcem i przetarła lusterko, aby dobrze widzieć jezdnię z tyłu.
-Dziękuje pani! Mróz ściska, że hej, ale ja lubię taką pogodę! Dziękuję jeszcze raz, przejdę się pieszo.- Dziewczynka pomachała kobiecie i z powrotem ruszyła przed siebie.
-Wszystko przez Ciebie Tom!- odezwał się drugi głos, pełen żalu, bardzo podobny do poprzedniego.
-Przeze mnie?! Powiem wszystkim, że podkochujesz się w Emily!- zaśmiał się chłopczyk, imieniem Tom i zaczął pokazywać palcem na brata.
-Proszę was, chłopcy! Bill, nie martw się. Emy jest zahartowana, nic jej nie będzie. Tom, spróbuj tylko powiedzieć coś takiego na brata, a nie zagrasz w nową grę, którą wysłała babcia jako prezent dla was.- Oto cała pani Simone. Dzielna, pogodna kobieta, która zawsze znajdzie jakieś normalne rozwiązanie.
Tom ucichł, kątem oka spoglądając na brata i uśmiechając się drwiąco, a Bill nadal dusił w sobie złość, którą teraz darzy bliźniaka.
*
Lekcja, przerwa, lekcja, przerwa, znowu lekcja, i... do domu! Wszystkie dzieci klas trzecich biegły szybko, o mało nie zabijając się na schodach. Chłopcy z uciechy zacierali ręce, przygotowani na „bitwę śnieżną”, a dziewczynki piszczały podniecone, iż nie biorą udziału w dzisiejszej zabawie.
Bracia bliźniacy i Emily, jako jedyni mieszkali w innym miejscu niż rówieśnicy, jednak nie mogli oprzeć się pokusie „tarzania się” w śniegu.
Emily nie zaliczała się do grupy dziewczynek, które stały na schodach i kibicowały swoim chłopcom. Wręcz przeciwnie. Brała udział w bitwie, bo jako jedyna, miała misję do spełnienia. Obronić honor dziewczyn.
-Emy!- krzyknął Tom, na co dziewczynka energicznie odwróciła się przodem do kolegi. To niestety był zły ruch, bo zanim zdążyła przykucnąć, lub schylić się, śnieżka z impetem uderzyła o jej czoło. Zakręciło się jej w głowie i upadła na wielką kupę śniegu. Bill podbiegł do niej natychmiast, kucnął i starał się zachować zimną krew.
-Nic Ci nie...
-Bill! Nie, nic mi nie jest! Odejdź ode mnie, bo Twoja drużyna wyrzuci Cię do mojej!- Emily wstała poprawiając kolorową czapkę. Podciągnęła jeszcze spodnie i rozmasowała czoło.
Teraz była gotowa do ataku. Widząc, że Tom stoi do niej tyłem, a przodem do wielkiej kupy śniegu, większej niż tej, na którą przed chwilą upadła, biegła przed siebie, nie zważając na kolegów.
-Broń się Kaulitz!- wykrzyczała i wskoczyła na Toma, który z wielkim piskiem wpadł w zaspę. Siedziała na nim jeszcze przez chwilę, ale potem pozwoliła rywalowi podnieść głowę. To także był przemyślany ruch. Wzięła w rękę trochę śniegu i zaczęła nacierać twarz starszego bliźniaka, którego policzki nabierały czerwonej barwy.
-Wystarczy! Dzieci! Idźcie już do domu!- nauczycielka wyszła ze szkoły przeganiając swoich podopiecznych do domów, w których na pewno czekało na nich gorące kakao.
-Pod oknem!- krzyknął Tom, kiedy wsiadali do tramwaju jadącego do Loitsche. Jak powiedział, tak zrobił i usiadł wygodnie na swoim miejscu. Obok niego usiadł Bill, a Emily jak zwykle naprzeciwko ich.
-Idziemy dzisiaj na sanki?- zapytała dziewczynka czekając na odpowiedź braci.
-Nie, nie możemy. Dziś przychodzi paczka od babci- powiedział Bill z powagą w głosie, co wzbudziło śmiech jakichś szesnastolatków.- Przysyła nam grę, na nasz nowy komputer.
Tom na samą myśl o tym cacku, uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Mogę zagrać z wami?- zapytała dziewczyna, a bliźniacy, chodź tak podobni, udzielili dwóch innych odpowiedzi. Tom oczywiście nie, a Bill tak. Tom z reguły nie lubił dzielić się nowymi rzeczami. Musiał, jak to mówił, najpierw sam je wypróbować. Bill, z kolei inaczej patrzył na wszystko. Odstąpiłby nawet najpiękniejszą zabawkę na świecie, byleby tylko przyjaciel był szczęśliwy.
-Tom, proszę... Pozwól Emily...- Bill niemalże błagał brata na kolanach o wejściówkę do gabinetu mamy, gdzie znajdował się ich najukochańszy przedmiot.
-Bill nie proś go! Niech sam sobie gra na tym komputerze!- Powiedziała Emily przerzucając swój różowy plecak przez ramię.- Nie lubię łaski, a szczególnie nie Twojej, Tom.- Dokończyła i ruszyła w stronę wyjścia, ponieważ tramwaj prawie dojechał na miejsce.
-Samolub z Ciebie!- krzyknął Bill i pobiegł za nią.
Grupka młodzieży patrząca na cały teatrzyk, roześmiała się cicho. Szesnastoletni chłopak, podszedł do Toma przysiadając się do niego.
-Będą z Ciebie ludzie, chłopie- zaśmiał się odrzucając do tyłu rozpuszczone dredy.- Ja w Twoim wieku byłem dokładnie taki sam.
Tom nie dawał oznak życia. Wstał i popędził za bratem i przyjaciółką. Mama przestrzegała, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi... Choć polubił tego chłopaka. Miał takie dziwne włosy...
2.
Dom Emily znajdował się cztery domy od posesji bliźniaków. Dziewczyna szybko pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła w stronę swojego domu. Było jej smutno na samą myśl, że będzie musiała siedzieć w pokoju i odrabiać lekcje, bo niby co innego ma do roboty? Chłopcy nie chcieli jej zaprosić, bo teraz mają komputer. A co z weekendem? Dalej będzie siedzieć i odrabiać lekcje? Oni są okropni! Bill jeszcze, jeszcze, ale Tom? Nawet przyjaciołom nie pozwoli się z nim bawić. Samolub jeden.
Podbiegła kilka kroków, aby choć trochę się rozgrzać. Otworzyła małą furtkę, która z reguły jest zielona, ale śnieg robi swoje.
Pociągnęła za klamkę. Drzwi był zamknięte. Świetnie- pomyślała.- I co ja teraz zrobię? Może pójdę bo chłopaków? Ale jestem u nich tak bardzo nieproszonym gościem... Przynajmniej wtedy, gdy mają grę...
Nie miała ochoty błagać o to, aby pozwolili jej przesiedzieć u nich dwie, góra trzy godziny. Przeszła naokoło domu, może jakieś okno jest chociaż uchylone? Ale przecież jest zima. Kto o zdrowych zmysłach otwiera okno?
Nagle stanęła jak wryta, przyglądając się dokładnie samochodowi, który zamierzał zaparkować gdzieś koło ich ogrodzenia. Z samochodu wyszedł Richard, ojciec Emily. Dziewczynka miała przy sobie tylko jego. Mama wpadła w nałóg, jest w zakładzie odwykowym... Kiedy miała cztery lata, została skierowana w ręce ojca, który jest przeciętnie zarabiającym biznesmenem. Musiała sobie jakoś radzić, choć nigdy nie narzekała na swoje życie. Po prostu, jak mało kto, kochała je.
U boku tatusia, jej własnego, kochanego rodzica, stała teraz wysoka brunetka. Emily nie mogła na nich patrzeć. Była zabójczo zazdrosna o ojca. Nie pozwoliłaby ot tak sprzątnąć sobie go sprzed nosa. Uciekła szybko za mały niski murek, nie chciała się ujawniać, nie teraz. Ojciec nie wie, o której wraca, ale pomyśli pewnie, że przesiaduje u bliźniaków... Bardzo dobrze, nich tak myśli.
Kobieta wraz z ojcem weszła do salonu. Emily, choć nie była zwolenniczką podglądania, czy podsłuchiwania, stała teraz na palcach, aby zobaczyć kobietę, która może postawić ich życie do góry nogami.
Tatuś poszedł pewnie po coś do picia...- pomyślała, kiedy zobaczyła, że brunetka siedziała sama na ogromnej sofie. Nagle wzięła do ręki zeszyt Emily z poprzedniej klasy i zaczęła przeglądać.- Szczyt wszystkiego! Bezczelna...
Brunetka odwróciła się w stronę okna i w tym samym momencie podbiegła do okna. Rudowłosa natychmiast przykucnęła, lecz ta otworzyła okno.
-Cześć Emily- powiedziała kobieta uśmiechając się słodko.- Może wejdziesz?
-Dziękuję, postoję!- Krzyknęła i ruszyła w stronę domu bliźniaków.
*
-Tom! Teraz ja chcę zagrać! Grasz od godziny, a ja?! Zawołam mamę!- Zniecierpliwiony Bill chodził po pokoju. Teraz rzeczywiście była jego kolej. To nie fair, ale widocznie Tom nic sobie z tego nie robił, no cóż.- Widzisz, gdyby Emily tu była, nie gderałbym Ci nad uchem!
-Bill, kurwa, zamknij się w końcu! Masz, graj!- Krzyknął Tom i obsunął się na krześle zakrywając dłonią czoło. Może to reakcja po wypowiedzeniu tego jakże niegrzecznego słowa?
-Toom! Tak nie można mówić!
-Graj!
Nagle usłyszeli kroki na korytarzu. Obydwoje znali na pamięć każde uderzenie o podłogę ciapa mamy. To na pewno nie była ona.
-Cześć chłopaki...- szepnęła rudowłosa dziewczynka chuchając w czerwone od zimna ręce.
-Emily!- Krzyknął Bill i rzucił się w jej stronę.- Co Ci jest? Nie przebrałaś się nawet z mundurka! Coś nie tak?- Dopytywał się Bill trzęsąc nią w przód i w tył.
-Trochę...- szepnęła wpatrując się w swoje czerwone skarpetki.- Tato ma dziewczynę.
Chłopcy patrzyli na nią wyczekująco spodziewając się jakichś szczegółów.
-I zapytała mnie, czy może wejdę! Rozumiesz?! Pyta się, czy wejdę! To chyba mój dom!- Emi kończyła właśnie swoje opowiadanie. Bill objął ją ramieniem, a ta położyła głowę na jego ramieniu.
-Nie wszystko jest takie proste...- szepnął Bill wprost do ucha rudowłosej.
Wszyscy troje siedzieli na łóżku Toma. Wyglądali słodko, jak trójka najlepszych przyjaciół.
-Powinnaś się o niej więcej dowiedzieć- powiedział stanowczo Tom.- Nie oceniaj jej po wyglądzie. Może jest ładna, ale skąd masz pewność, że to dziewczynka Twojego taty? Może to jakaś koleżanka z pracy...?
-Mam nadzieję, że nie ma jej już w domu... Jak będzie to... Nie wiem co, coś zrobię. Macie włączone krótkofalówki?
-Jasne- powiedział Bill i wstał z łóżka kierując się w stronę małej szafki, na której leżało coś czerwonego, w rodzaju telefonu.
-Pójdę już.
*
Emily wcale nie miała ochoty iść do domu. Chciałaby spędzić z braćmi całą noc, ale jeszcze nigdy się jej to nie zdarzyło. Może na tych wakacjach ubłagam tatę o pozwolenie na namioty? Wątpliwa sprawa...
Śnieg chrzęścił pod butami na wysokiej podeszwie, nos czerwony od zimna, i tylko kilka kroków do domu. Weszła do przedpokoju, zdjęła z siebie mokrą, czerwoną kurtkę i czarne buty, ciągle powstrzymując się od pociągnięcia nosem.
Usłyszała kobiecy śmiech dochodzący z pokoju. Zacisnęła zęby, na samą myśl o tej jakże eleganckiej pani, która zawróciła w głowie jej ojca. Może tato się mną znudził, może chce mieć kogoś innego, może ja dla niego nic nie znaczę?- Zastanawiała się Emily wchodząc do kuchni. Stawiała ostrożne, ciche kroki, aby nie przerwać ciszy, która panuje od ostatniego słodkiego śmiechu brunetki.
Jej ojciec popatrzył na szklane drzwi od kuchni i zauważył małą osóbkę, która uparcie próbuje dostać coś z górnej półki.
-Emily?- Zapytał cicho podchodząc do drzwi.
Mała odwróciła się na pięcie stając naprzeciw swojego ojca. Kobieta przybiegła, uśmiechnęła się do rudej dziewczynki i objęła Richarda ramieniem.
-Ja i Twój ojciec, po roku wspólnego przebywania w pracy i przyjaźnienia się, postanowiliśmy, że zamieszkamy razem.- Powiedziała jednym tchem i zwróciła twarz ku przyszłemu mężu.
-Tak, Emi. To od dzisiaj Twoja nowa mama, Elizabeth- ojciec dziewczynki przestawił jej ‘nową mamę’ i już miał zamiar z powrotem pójść do salonu.
-Nie!- Krzyknęła Emily. Nie lubiła kiedy nie wysłucha się jej opinii na jakikolwiek temat.- Moja mama jest w Polsce, niech tak pozostanie. Pani Elizabeth, to moja... To pani.
-Ależ Emi, ona Cię bardzo, bardzo lubi i...
-Richard, daj jej spokój- szepnęła brunetka kiedy Emi wyszła trzaskając drzwiami ze swoją dziecięcą siłą.- Ja wiem jak to jest. Przeżywałam dokładnie to samo. Może dziś nie będziemy rozpakowywać rzeczy z samochodu, co? Pojadę do domu, tak będzie lepiej i dla niej, i dla Ciebie.
-Dobrze...- Zgodził się mężczyzna i wpił się w czerwone usta kobiety.
*
Dziewczynkę obudził głośny budzik, który momentalnie znalazł się na podłodze. I po co tato mi go kupował?- zapytała sama siebie z powrotem naciągając kołdrę na głowę.
Śliczny, sobotni poranek budził się do życia. Śnieg topniał, przez co woda stała na ulicach wielkimi kałużami, więc była poddana na katusze kół samochodowych. Wydawałoby się, iż wiosna rozpoczyna się już przy końcu stycznia, jednak prognozy pogody nie wróżyły upalnych dni, czy zapachu skoszonej trawy. Jednak ludzi z małego miasteczka Loitsche nie przejmowała woda, ani też mróz, który powodował, iż policzki stawały się czerwone, a dłonie szorstkie od zimna. Wychodzili na spacery ze swoimi ulubieńcami, nakładali dzieciom ciepłe skafandry, przez długie godziny szukając pierwszych kwiatów. Słodkie i prawdziwe.
W całym domu dziewczynki rozległo się głośne pukanie. Wyszła spod kołdry i w kolorowej piżamie zbiegła na dół po schodach gubiąc na nich niebieskiego, puchatego ciapa.
-Cześć!- Bill pomachał jej ręką tuż przed nosem wchodząc do domu.- Hm, Kopciuszku, zgubiłaś pantofelek.
-Dziękuję, królewiczu. Jesteś bardzo spostrzegawczy.- Emily ukłoniła się przed młodszym bliźniakiem i za chwilę obydwoje wybuchli śmiechem.
-Ubieraj się! Tom czeka na dworze.- Powiedział Bill wchodząc do pokoju przyjaciółki.- Przyszliśmy razem ze
Scottym- dokończył otwierając szafę.
Dziewczynka ziewnęła, przeczesując włosy żółtą szczotką. Przypatrywała się Billowi, który miał zamiar ubrać ją „po swojemu”.
-Kaulitz, zwariowałeś?- zapytała kiedy leżały przed nią czarne biodrówki w kropki, żółty podkoszulek w jakieś kwiatki i czerwona bluza z kapturem.- Chociaż może być. Bieliznę też chcesz wybrać?
Chłopak zarumienił się i ruszył w stronę okna. Emily otworzyła szafę, która stała za ścianą. To była jej „przebieralnia”. Wzięła ubrania i w kilka minut przebrała się z piżamy, narzekając na niewygodne majtki.
-Bill? Idziemy- powiedziała podchodząc do chłopaka.- Hej, królewiczu...- Chłopak nadal nie reagował, jakby zamyślił się nad czymś głęboko.- Bill, parapet jest brudny.
Chłopak zerwał się z miejsca, położył rękę na ramieniu dziewczyny, niemalże płacząc. Miał chęć przyklęknąć, ale może byłoby to żałosne?
-Słuchaj, ja...- zaczął Bill, a źrenice dziewczyny powiększyły się momentalnie. Czyżby to teraz nastąpił ten moment na który czeka trzy lata?- Ja...- ciągnął dalej. Wpatrywał się w jej zielone oczy, które były przepełnione energią i radością życia.
To był właśnie ten moment. Wystarczy, żeby tylko Bill poprosił, aby została jego dziewczyną. Jasne, że się zgodzi. Uwielbia tego głupiego dzieciaka, który zawsze był w stanie rozbawić ją do rozpuku. Teraz wystarczy tylko zwykłe, proste tak...
3.
Czuła, że teraz cały świat obróci się do góry nogami, a dziewczyny z klasy ją wyśmieją. Bill był inny, był sobą, przez co znienawidzony przez paru uczniów... Blond włosy i zawsze ubrany nie tak jak trzeba. Ale ona to właśnie w nim kochała.
-Mów!- Krzyknęła zirytowana. Chciała jak najszybciej powiedzieć tak i dać buziaka w policzek! Musiał to tak wszystko przeciągać?
-No dobrze...- spuścił głowę, ale po chwili zrozumiał, że musi patrzeć się w te zielone oczy.- Ja... Czy ty... ty i ja... Dobra! Zapiszesz się na kurs tańca? Będziesz tańczyć ze mną, mama wszystko załatwiła!
Emily wpatrywała się w niego szukając ratunku w czekoladowych tęczówkach chłopaka. Nie wiedziała co ma robić. Płakać, bo zadał inne pytanie, a ona wyobrażała sobie jakieś nie wiadomo co, czy może się roześmieje? Tak, to dobry pomysł.
Więc uśmiechnęła się niewinnie słodko, przybliżając swoje szczupłe ciało do sparaliżowanego całą sytuacją Billa.
-Oczywiście, że tak- powiedziała i musnęła go delikatnie w policzek, po czym zbiegła na dół.
Młodszy Kaulitz stał trzepocząc rzęsami. Nie wiedział co się stało, miał wrażenie, że za wcześnie na jakiekolwiek buziaki, że nie powinien... Z drugiej strony cieszył go gest Emily. Ona jest słodka- pomyślał wychodząc z jej pokoju.
Jak to zwykle bywa, kiedy wszyscy troje wychodzą na spacer ze Scottym, Emily z nim gania, a bliźniacy w tym czasie zajmują dwie niebieskie huśtawki.
-Coś się wydarzyło- powiedział Bill szczerząc się od ucha do ucha.
Tom raptownie uderzył w ziemię czarnymi adidasami, zatrzymując bujającą się huśtawkę. Powstrzymał śmiech, starając się nie patrzeć na bliźniaka, który był wprost zauroczony poranną pogawędką z Emily, a jej czuły gest jakby wprowadził go do lepszego, mniej dziecinnego świata. Czuł się lepszy, czuł, że ma większe doświadczenie, niż jego starszy brat.
-Tak myślałem, żeby Cię tam nie zostawiać samego...- mówił Tom przytakując głową. Jego buty tworzyły na wilgotnym piasku jakieś znaki, których on sam nie potrafił rozszyfrować. Może to zazdrość?
-Wiesz, za dużo oglądasz tych filmów, tych z gołymi...
-Ciii! Emi idzie. Potem pogadamy- odpowiedział mu i ustąpił miejsca zgrzanej koleżance.
-Scotty jest w świetnej formie!- Zaśmiała się oczekując tego samego od braci.- Co wy tak cicho? Coś się stało?
Obydwoje pokręcili przecząco głowami, a Tom złapał za jedną z niebieskich rurek i zaczął lekko huśtać Emi, która machała nogami opowiadając im dokładnie szczegóły porannych ćwiczeń oraz to, że pies bliźniaków o mało co nie dostał kulką śniegu w łeb od jakiegoś starszego chłopaka.
-Może pójdziemy na lody?!- Zaproponował Bill przerywając dziewczynce opowiadanie. Było mu zimno, chociaż sama atmosfera wydawała mu się gorąca. Tom coraz wyżej huśtał rozradowaną Emi, co blondynowi nie bardzo się podobało.
-Ale jest zimno, tata nie pozwala mi jeść lodów...- wykręcała się Emily.
-Właśnie o takiej porze roku najlepiej smakują!- Krzyknął Tom.- Kończy się zima, zaczyna lato!
-O takiej porze roku najlepiej zachorować!- Zaprzeczyła dziewczynka, ale, prawdę mówiąc, nie bardzo chciało jej się szukać minusów w tej pysznej wyprawie po lodowy deser. Zeskoczyła z nadal bujającej się huśtawki i nie mogąc się powstrzymać, dodała.- A w ogóle, Tom, to się wiosna zaczyna, nie lato.
Zaśmiali się i ruszyli w drogę. Emily, jako że była dziewczyną, szła w środku, Bill po jej prawej, Tom po lewej stronie. Starszy bliźniak był największy z nich wszystkich, Emily najmniejsza. Kiedy szli w takim układzie mówili, że nie będą mieli pecha. Ale czy na pewno?
-Śmietanka, kakao, truskawka- powiedziała do przemiłej pani w lodziarni. Kiedy ta zajęta była nakładaniem gałek, Emily wyciągała drobne ze swojej brązowej, skórzanej, małej portmonetki. Podała jej dobrze wyliczoną sumę i wyszła na dwór czekając na chłopaków.
Usiadła na jakiejś zimnej, żółtej ławce i rozglądała się wokoło delektując się pysznym smakiem kakaa.
-Cześć Emily!- Nagle zza żywopłotu wyskoczył chłopak w niebieskim kaszkiecie.
-Cześć Sam- odpowiedziała uśmiechając się niemrawo.
Usiadł obok niej przyglądając się jej czujnie.
-Mama mówiła mi, że jesteś zapisana na kurs tańca. I ten... Tom i jego brat też. Co ty widzisz w tym chłopaku?
-Ja...- zająknęła się próbując wymyślić coś sensownego.- W Billu? Przyjaźnimy się od kiedy sięgam pamięcią!
Sam popatrzył na nią z kpiną, następnie chwycił za podbródek i wyszeptał:
-Przestań, chodzi mi o Toma. Jeszcze zobaczysz, że będziesz w parze ze mną. Do zobaczenia w szkole!
Sam był egoistyczny, podły, wścibski, fałszywy i dwulicowy. Ach, i starszy o rok, od małej, rudej dziewczynki. Szczerze mówiąc, to nie przepadała za nim. Ale o co mu chodziło z tym Tomem? Niech sobie myśli, że jednak to z nim ma tańczyć. Tom jest typem twardziela. Nie odda dziewczyny innemu chłopakowi, chociażby była ona najbrzydsza na świecie. I dobrze.
Chłopcy wyszli z ciepłej lodziarni z uśmiechami na twarzy. Emily przyglądała się im z zaciekawieniem. Szturchali się łokciami, śmiali się, jak gdyby zobaczyli Kathy, najładniejszą dziewczynę w ich klasie.
-Nie uwierzysz!- Zaczął podniecony Tom ściskając rękę przyjaciółki.- Kathy zaprosiła nas na swoje urodziny! Na swoje dziesiąte urodziny!
A jednak chodziło o nią... Bill zapiszczał dosłownie jak dziewczyna, co u Emily wzbudziło nieopanowany śmiech.
-A wspominała coś o mnie?- Zapytała rozpromieniona patrząc się to na Billa, to na Toma.
-No, właśnie powiedziała, żeby tobie nic nie mówić, bo nie chce ciebie zapraszać...- zaczął z wolna młodszy Kaulitz.
-Idziecie beze mnie?
Bliźniacy pokiwali zgodnie głowami.
-Ale nie martw się, przyniesiemy ci kawałek ciasta- powiedział Tom obejmując dziewczynę.
Wtedy Emily przypomniał się Sam. Obróciła się gwałtownie, a żywopłot jakby się poruszył. Może gdzieś tam jest i widzi jak Tom mnie obejmuje?- Zapytała sama siebie uśmiechając się pod nosem. Położyła głowę na ramieniu starszego bliźniaka, nadal zajadając loda.
*
-Lekcje odrobione?!- Mężczyzna z szerokim uśmiechem wpadł do pokoju Emily. Siedziała właśnie przy jasnym biurku i bazgroliła coś w swoim zeszycie.
-Taak- powiedziała znudzona.- Wybierasz się gdzieś? Jakoś tak... jakoś jesteś ładnie ubrany.
-Tak, idziemy do pani Kaulitz. Mówiła, że ma jakąś ważną sprawę- oświadczył z chytrym uśmiechem.- Znowu pomazałaś ogrodniczki Billa?
-Nie, tato! Od dwóch lat tego nie robię!- Zaśmiała się wstając z krzesła i ruszając w stronę przedpokoju. Zastanawiała ją sprawa pani Simone. Może widziała nas kiedy jedliśmy lody?!- przeraziła się.- Chociaż nie. Nikogo nie było, oprócz Sama, przemiłej pani w lodziarni i Kathy.
Zdjęła z wieszaka swój różowy sweter i nakładając go na siebie wyszła z domu. Chociaż była dopiero 20.00 było już bardzo ciemno. Noc w zimie przychodzi szybko, za szybko- pomyślała.- Hm, nie mogę doczekać się jutra. W szkole na pewno będzie fajnie, a Kathy zmądrzeje i zaprosi mnie na swoje urodziny. Przecież ja na swoje ją zaprosiłam! Potem żałowałam, bo ciągle zachowywała się jak gdyby nigdy nie widziała chłopców.
-Chodźmy- powiedział wysoki mężczyzna otwierając furtkę.
Wieczór, jak to wieczór. Żadnego żywego ducha, oprócz jej i Richarda. Ulicy nie oświetlały nawet latarnie. Emily szła ostrożnie, jednak raz po raz jej but moczył się w głębokiej kałuży. Miała okazję porozmawiać z ojcem o pani Elizabeth. Miała, ale krępowało ją to. Starsi już tacy są. Jeśli czegoś chcą, to na pewno się im to uda. Wiec czy chce, czy nie chce, będzie musiała zamieszkać z tą panią.
-Księżniczko...
-Tato! Bill tak na mnie mówi, teraz jeszcze ty?- Zdenerwowała się i wyprzedziła ojca o parę kroków.
Mężczyzna udał, że nie słyszał co do niego powiedziała i jednym długim krokiem był już obok niej.
-Elizabeth to naprawdę miła kobieta. To nie żadna macocha z Kopciuszka!
-I tak zrobisz jak zechcesz, więc po co się mnie o to pytasz?- Zapytała z nadzieją, że tato zmięknie i porzuci swoją dziewczynę na pastwę losu, znowu stawiając Emily na podium.
Teraz Richard wiedział co ma powiedzieć. Jednak... jednak nie chciał. To byłoby za dużym szokiem dla dziewczynki. Mogłaby się nie zgodzić na to, aby Eli zamieszkała z nimi. Owszem, jest temu przeciwna- pomyślał mężczyzna.- Ale chcę tylko jej szczęścia!
A nie mówiłam? I tak zrobią jak zechcą...
Ostatnio zmieniony przez Bzyś. dnia Pią 20:15, 22 Sie 2008, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Pią 12:25, 02 Maj 2008 |
|
|
|
|
olciak
Administrator
Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 1144
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: z t-shirtu Ruchaczka.
|
|
|
|
mówisz masz xd
no wiec JA KURWA NA NOWĄ CZEKAM A NIE XD
|
|
Pią 12:28, 02 Maj 2008 |
|
|
Schwarz :*
Sekspert
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 642
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polish me
|
|
|
|
łaaaaaaał *.*
super.
czekam na next.
|
|
Pią 14:52, 02 Maj 2008 |
|
|
black_vine
Początkujący
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: zimmer 483
|
|
|
|
Nareszciee!!!
Tak długo nie było nastepnych cześci!
Ale teraz sa i jest suuuper!
|
|
Pią 20:43, 02 Maj 2008 |
|
|
Przywrócony_id:(35)
Początkujący
Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
no właśnie, kiedy jakaś nowa część?
|
|
Sob 21:38, 14 Cze 2008 |
|
|
Bzyś.
Nowicjusz
Dołączył: 13 Kwi 2008
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: z Tostownicy ^.*
|
|
|
|
4.
Drzwi otworzyła wysoka, jakaś bardzo rozkojarzona blondynka. Powiedziała krótkie ‘dobry wieczór’, uśmiechnęła się mimo woli, zapraszając gości do środka. Emily od razu wiedziała, że coś jest nie tak, jak powinno być.
-Przepraszam, Tom, zaprowadź Emi i Richarda do salonu, muszę skoczyć do Billa- powiedziała jednym tchem i ruszyła na górę.
-Proszę tutaj. Bill ma gorączkę...- wyjaśnił Tom siadając na dywanie i głaszcząc łaszącego się do niego pupila.
-Jak to?- Zapytał Richard siadając wygodnie na czerwonej sofie.- Coś się stało? Przeziębił się gdzieś, czy to wirus?
Tom rozchylił usta spoglądając na Emily, która otworzyła szeroko oczy.
-Wirus. Niech pan pilnuje Emily, też ją może dopaść- uśmiechnął się odetchnąwszy z ulgą.
-Co ty powiesz... Elizabeth widziała was koło lodziarni.
Chłopczyk i dziewczynka z powrotem spojrzeli na siebie. Emily na Toma przepraszająco, ten zaś miał ochotę utopić ją w głębi czekoladowych oczu. Jej macocha podkablowała! Dziewczynka chciała go przeprosić za tą jędze, ale nie teraz. W tej chwili myślała o Billu i o tym co mu właściwie jest. Ostrzegała go, ostrzegała...!
-Tato, widzisz! Ani chwili prywatności! Ona będzie tak ciągle?! Podziękuję!- Dziewczynka nie wytrzymała i wybuchła gniewem patrząc ojcu prosto w oczy. Jej twarz przybrała purpurowej barwy, a pięści miały chęć zacisnąć się na żółtej poduszce. Bo jakim prawem jakaś kobieta psuje ich wypady na lody, co? Bezczelna.
-Emi, na litość boską, uspokój się, jesteśmy w gościach...- ojciec dziewczynki starał się nie krzyczeć na córkę. W pełni rozumiał jej frustrację, tylko nie mógł pojąć jak można nie lubić kogoś tak wspaniałego jak jego Eli.
Widać można...
-Przepraszam was, kochani.- Powiedziała pogodnie kobieta przerywając ognistą wymianę zdań. Przyjrzała się dziewczynce, Richardowi i od razu widziała o co, a raczej o kogo właściwie chodzi.- Bill jak na nieszczęście musiał się przeziębić. Parę dni i mu przejdzie.
-Miałaś nam coś powiedzieć, Simone?- Zapytał mężczyzna, a mama braci spojrzała na niego nie mogąc sobie przypomnieć co takiego chciała.
-Ach, prawda!- Uśmiechnęła się słodko i wyciągnęła z torebki jakąś pogniecioną ulotkę.- Przepraszam za jej stan. Teraz w torebce mam tyle potrzebnych rzeczy...
-Szkoła tańca Magdaleny Gamy- mężczyzna przeczytał na głos część napisaną wielkimi literami.- Magdalena Gama? To chyba polka, nieprawdaż?
-Tak, polka. Czytałam o niej i o jej szkole w internecie, naprawdę dobrze tańczy.- Zapewniła kobieta.
-Jeśli tak, to nie mam żadnych sprzeciwów. Stawka miesięczna jest dość... przyzwoita- uśmiechnął się Richard spoglądając na Emi jak na sławną tancerkę.
-Tak, jeśli o to chodzi, to rzeczywiście masz rację- zaśmiała się blondynka.
Dziewczynka i jej ojciec zdecydowali się zostać dłużej w tak miłym towarzystwie sąsiadów. Rozmawiali i śmiali się przy cudownej woni kawy waniliowej.
-Mamo, możemy iść od Billa?- Zapytał Tom znudzony wszystkimi żartami, które dla niego wydawały się po prostu żałosne.
-Tak, możecie. Tylko proszę was, nie za głośno- powiedziała, po czym zwróciła twarz ku Richardowi.
Dzieci wyszły cichutko zamykając za sobą drzwi. Słychać było jak obydwoje westchnęli ze zmęczenia, co wywołało nieopanowany śmiech dorosłych.
-I co? Jak wam się układa?- Zapytała blondynka przytykając do ust pięknie zdobioną filiżankę. Lubiła takiego typu rzeczy. W karierze ‘pani domu’, przez całe swoje życie zbiła tylko jedną taką filiżankę i od tamtej pory wyciąga je tylko wtedy, kiedy kogoś u siebie gości.
-Jak nam się układa...- zamyślił się mężczyzna patrząc w blat czarnego stołu.- Nie najlepiej. Emily w ogóle nie chce słuchać o Elizabeth. Nie wiem już co robić... Chcę, aby moja mała dziewczynka była szczęśliwa, jednak kocham Eli.
-Rozumiem... Powinieneś się jeszcze nad tym dobrze zastanowić, zanim popełnisz jakiś błąd. Pamiętaj, czasu nie da się cofnąć. Owszem, błędy naprawisz, ale nie z takim skutkiem, o jakim marzysz.
*
Weszli do przytulnego pokoju, który oświetlała tylko mała lampka. Bill leżał odwrócony przodem do drzwi, toteż od razu uśmiechnął się od ucha do ucha. Dziewczynka stąpała cicho po puchowym dywanie, a Tom spojrzał na nią z ironicznym uśmiechem stawiając coraz to głośniejsze kroki.
-Królewiczu, mówiłam, żebyś nie jadł tych lodów tak szybko...- powiedziała dziewczynka szeptem siadając na skrawku materaca i przyglądając się bladej twarzyczce przyjaciela.
-Przepraszam, królewno...- wyjąkał Bill zamykając oczy ze zmęczenia.
-On jest umierający- skwasił się Tom kładąc się obok chorego.- Bracie, wstawaj. Umieram razem z tobą.
Blondyn prychnął śmiechem znowu zamykając oczy. Tom wpadł na wyśmienity pomysł, aby wyjść z Emily do pokoju mamy i pograć na komputerze. Dziewczynka niezbyt chętnie przyjęła propozycję starszego bliźniaka, ale kiedy zauważyła, że jej królewicz prawie usypia, postanowiła zostawić go samego, aby mógł odpocząć.
Blondyn otworzył drzwi i zapalił światło. Wszystko było pięknie poustawiane, łóżko zaścielone białą, atłasową narzutą. Prawie jak w niebie. Małe, śmieszne figurki stały na półce nad łóżkiem Simone. Dziewczynka popatrzyła na małą, czarną gitarę z porcelany. To właśnie był prezent urodzinowy od niej, dla Toma który dostał na ósme urodziny. Tak, rok temu, przyjęcie Toma... Wtedy pierwszy raz Emily i Bill spojrzeli na siebie bardziej poważnie.
Dziewczynka w bieluśkiej sukience, na której zostały odrobiny tortu czekoladowego, usiadła na wysokim stole w kuchni. Jej twarz była cała czerwona od płaczu, a oczy lekko podpuchnięte. Podszedł do niej ciemny blondyn z małą, żółtą ściereczką w dłoni.
-Nie płacz, Emi...- pocieszył ją pocierając lekko kawałkiem materiału o jej sukienkę.- Tom na pewno nie chciał, to było takie głupie, ta zabawa w rzucanie się tortem.
-Nie, to nie było głupie. Po prostu nie chciałam się rzucać, bo mam białą... miałam białą sukienkę! Usiadłam sobie w kącie, a ten jakby nie słyszał moich słów rzucił nim we mnie...- Dziewczynka wybuchła gorzkim płaczem chowając twarz w dłoniach.
Bill zmarszczył brwi i lekko się skrzywił widząc, że pocieranie szmatką o bieluteńką sukienkę dziewczynki nie przynosi rezultatów, a wręcz przeciwnie, robi większe szkody.
-Damy ją mojej mamie, na pewno ją upierze.- Powiedział do niej stanowczo, uśmiechając się blado.
Dziewczynka westchnęła cicho przytakując głową. Bill przyniósł jej swoje czerwone ogrodniczki, które od razu ubrała oddając brudną sukienkę mamie Billa.
Chłopiec przysiadł się do komputera, włączając go zgrabnym ruchem.
-Idziesz na urodziny Kathy, prawda?- Zapytała Emily ze słodkim uśmiechem. Nie przeszkadzało jej to, że koleżanka z klasy nie zaprosiła jej. Kathy od zawsze kocha się w Tomie, a jedyną przeszkodą jest Emi, ich kochana przyjaciółka.
-Idę- powiedział wesoło machając nogami, które prawie dosięgały fioletowego dywanu.- Chociaż nie wiem. Zobaczę, bo jeśli Bill nie wyzdrowieje, nie pójdę. A szkoda, bo...
-Bo ona cię lubi. Bardzo.- Przerwała mu ze zwycięskim uśmiechem.
-Kathy?!- Wykrzyknął Tom zdezorientowany.
-Tak, ona- zaśmiała się dziewczynka.- Bardzo cię lubi. Bardziej niż bardzo.
-Powiedz po prostu, że kocha i już- zaśmiał się chłopak.- Już prawie kwiecień... Wiosna...
Emi popatrzyła na niego z podniesioną brwią. Była o niego zazdrosna jak o własnego brata, ale jego szczęście i dobry humor stał na pierwszym miejscu.
-Mówisz jak ktoś, kto się zakochał!- Wykrzyknęła z uśmiechem na twarzy- Wiosna, wiosna, prawie kwiecień- przedrzeźniała go.
-Przestań, Emi! Jesteś po prostu zazdrosna o swojego Toma.
-Jeszcze jak...- szepnęła podpierając głowę na dłoniach.
I jak to zwykle u przyjaciół bywa, nastała chwila ciszy, a potem nieopanowany śmiech. Emily z Tomem mogła wygłupiać się ile wlezie, mogła nawet udawać, że jest jego dziewczyną, ale ani jedno, ani drugie nie brało tego na poważnie. Po prostu dobra zabawa.
-Wiesz, że robię sobie tutaj kolczyka?- Zapytał nagle Tom i nie odrywając wzroku od monitora wskazał palcem na kącik ust.
-W wardze?- Zdziwiła się Emily.- Zawsze chciałeś mieć w brwi, o ile dobrze pamiętam...
-Ale Bill postanowił mieć w brwi. No to mu odstąpię.
-Aha... A kiedy zamierzacie przeprowadzić ten jakże mądry zabieg?- Zapytała przysuwając fotel do komputera.
-W drugi dzień po urodzinach, ale jeszcze nie wszystko jest ustalone. Musimy o wszystko zapytać się mamę, jakoś przeżyć trzecią klasę i takie tam.
-To jeszcze mnóstwo czasu! Zdąży się wam odmienić.
Tom spojrzał na nią z chytrym uśmiechem, jak zawsze, kiedy miał coś do zaproponowania.
-Założymy się, że nie?- Zapytał przysuwając swoją twarz do jej szczupłej twarzyczki.
-Zakład.
5.
Otworzyła szybko oczy, zamrugała parokrotnie, przeciągnęła się na sporym łóżku i wstała pocierając zmarznięte przedramiona. Spojrzała na zegarek i od razu żałowała, że wczoraj wrócili tak późno. Za kwadrans mają przyjść po nią bliźniacy, a ona jest nieprzygotowana i w dodatku nie mogła przypomnieć sobie gdzie położyła mundurek. Zrezygnowana wyjęła z szafki drugi, czarny strój. Czerń nie był jej ulubionym kolorem. Przypominał jej zawsze matkę. Podkrążone oczy, lekko zaczerwienione policzki i sine usta. Ten obraz zapamiętała jako jedyny...
-Nie masz prawa zabrać mi mojego dziecka!- Krzyknęła niska kobieta, trzymając na rękach dziewczynkę, której włosy miały kolor ciemnej marchwi.- Chcesz zabrać mi całe szczęście?! Aż tak bardzo ci na tym zależy?!
-Szczęście, powiadasz? Idź precz i nie wracaj! Twoim szczęściem są prochy, ty narkomanko!- Odezwał się mężczyzna podchodząc do kobiety i próbując wyrwać dziecko z jej objęć.
-Mamo!- Odezwał piskliwy głos, zachłannie próbujący nabrać powietrza, krzycząc i płacząc, połykając lodowate, słone zły bezdusznej ‘miłości’.
-To dziecko, moje dziecko, potrzebuje mnie! To ja je urodziłam, więc...
-Może przed porodem też brałaś?! Zresztą nie opowiadaj bzdur! Chcesz powiedzieć, że jeśli ty je urodziłaś, ty będziesz wychowywać ją w tych brudach?!- Krzyknął mężczyzna, wyrywając matce jedyne dziecko, chowając do samochodu i zamykając je na mały kluczyk.
-Zostaw moje dziecko!- Krzyczała kobieta waląc pięściami o szybę samochodu po której spłynęły dwie kropelki wody.
-Gotowa?- Zapytał jej ojciec wchodząc do pokoju, a tym samym przerywając bolesne wspomnienia dziewczynki.
-Dopiero wstałam...- powiedziała ziewając, a jednocześnie przyglądając się ojcu jak jakiemuś najgorszemu złoczyńcy.- Trzy tosty z dżemem proszę.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i zamknął za sobą drzwi. Emily założyła czarną spódniczkę, białą bluzkę i zawiązała krawat w czerwono-czarne paski. Zbiegła na dół do kuchni, którą wypełniał zapach dobrze przypieczonych tostów. Usiadła za wysokim stołem, poprawiając kosmyki włosów.
-W co cię dzisiaj uczesać?- Zapytał ojciec przejeżdżając szczotką przez środek jej głowy.
-Jeden warkoczyk.- Powiedziała cicho, wgryzając się w pysznego, słodkiego tosta.
Richard zaczesał grube, rude włosy przedzielając je na trzy równe pasma. Plótł go ostrożnie, zaciskając dokładnie pasemka.
-Czy ja mam mamę?- Zapytała nagle dziewczynka przełykając ostatni kawałek jej śniadania.
-Oczywiście... ale mieszka w Polsce, więc nie może cię odwiedzać...- powiedział jakby lekko zawiedziony. Sam był dziwny tego tonu... Nie chciał, żeby zabrzmiało to tak, jakby żałował, że mieszka daleko od niej, o nie.
-Nie może?- Zapytała po czym odwracając głowę, spojrzała ojcu głęboko w oczy. Richard zamyślił się, patrząc w blat stołu.- Słyszysz mnie, tato?
-Wiesz jak cię kocham, mój aniołku?- Zapytał tuląc małą do siebie. Emily odwzajemniła uścisk, po czym obydwoje usłyszeli dzwonek do drzwi.
-Idź, to pewnie chłopcy.
-Musimy porozmawiać po moim powrocie ze szkoły.- Powiedziała stanowczo całując tata w policzek.
Pobiegła do przedpokoju zarzucając na ramiona różowy sweterek. Otworzyła drzwi zauważając jedynie Toma. Rozglądnęła się uważnie w poszukiwaniu młodszego bliźniaka.
-Bill jest w domu. Jest z nim źle...- powiedział smutno Tom spoglądając na Emily.
Zamknęła za sobą drzwi i obydwoje skierowali się w stronę przystanku.
-Mam nadzieje, że szybko z tego wyjdzie...- szepnęła zapatrzona w mokry chodnik.
Całą drogę do przystanku przemilczeli, jakby właśnie pokłócili się na śmierć. Tom, choć przejmował się bratem, myślał również o urodzinach rówieśniczki. Piękna Kathy Schuller ciągle zaprzątała mu głowę. Jeżeli jego brat nie wyzdrowieje, straci jedyną szansę poznania jej.
Dziewczynka usiadła na poobdzieranej ławce rozglądając się dookoła siebie, ale jedyną osobą w zasięgu jej wzroku był Tom, więc zrezygnowana zaczęła rozmowę:
-Mogłabym dziś po szkole do was wpaść?- Zapytała z nadzieją, że odpowie tak, jak tego oczekuje. Bardzo lubiła Toma, ale jego dominującymi wadami były zarozumiałość i egoizm. Bill zawsze ulegał, zawsze był miły, choć jeśli sądził, że Tom ma racje, bronił go.
-Nie wiem, zobaczę co mama na to, dobrze?- Zapytał zapatrzony w pobliski znak stopu.
-No... Ok.- Powiedziała, szczerze mówiąc, zdziwiona odpowiedzi przyjaciela. Może to właśnie choroba brata nadała jego sercu więcej czerwonej farby?
Mała grupa młodzieży zmierzała właśnie w stronę przystanku. Emily spojrzała w ich stronę. Nie mogli mieć więcej nić trzynaście, czternaście lat...
-Ej, ta mała zajęła mi miejsce!- Zbulwersował się któryś z chłopców, co bardzo rozśmieszyło dwie z dziewczyn.- Spadaj stąd...- syknął przez zaciśnięte zęby.
Emily przesunęła się trochę dalej, na skrawek ławki, żałując, że nie stoi obok Toma. Ten przyglądał się temu z boku, jakby chciał coś powiedzieć, ale bał się.
-A tu siedzi moja laska, więc...
-Więc zabierz stąd swoją laskę, bo jak chcecie się lizać, jak tydzień temu, to tam macie krzaczki!- Krzyknął wysoki, szczupły chłopak w dredach.
Tom obejrzał się za siebie i kamień spadł mu z serca. Emily zdążyła już przydreptać do przyjaciela, bojąc się bójki dwóch chłopców, ale jeden z nich ustąpił i stanął ze swoją grupką niedaleko przystanku.
-Siadajcie- powiedział, po czym wyjął z kieszeni paczkę papierosów.
Tom nadal stał w miejscu i przyglądał się nieznajomemu. Trochę ze strachem, a trochę z podziwem. Emily usiadła i odetchnęła cicho spoglądając w stronę starszego kolegi, bo właściwie tak go można nazywać, prawda?
-Jestem...- zaczął powili chłopak, ale zaraz umilkł sądząc, że to i tak nie ma sensu.- Zresztą nieważne.
Emily popatrzyła na niego zdziwiona, po czym wyciągnęła rękę.
-Jestem Emi.- Powiedziała szybko czując, jak zimny wiatr drażni jej małą dłoń.
Popatrzył na nią z ciepłym uśmiechem, włożył szluga do ust podtrzymując do wargami, po czym wyjął i odwracając głowę przed siebie, uwolnij z ust prawie niewidoczny dym.
-Jak masz na imię?- Zapytał chłopak, jakby wcześniej wyłączył się z ‘rozmowy’.
-Emily...- powiedziała cicho i już chciała cofnąć dłoń, ale chłopak złapał za nią i uścisną delikatnie.
-Lukas.
Dziewczynka spojrzała niepewnie na nowo poznanego chłopaka. Chciała powiedzieć coś więcej, coś o sobie, ale jakby zabrakło jej odwagi. Bo może on się z niej naśmiewa?
Tom także przedstawił się chłopakowi. Na pierwszy rzut oka wydawał się być miły, ale czy rzeczywiście? Szczerze mówiąc, Lukas bardzo mu zaimponował. Stylem, zachowaniem i... i już go widział! Wtedy, w piątek, wracając ze szkoły tramwajem!
O nie, byłem wtedy taki samolubny... Nie pozwoliłem Emi do nas przyjść...- pomyślał Tom patrząc na kolegę.- A on jest dla niej miły, choć wie, że jest od niego o dużo młodsza...
-To chyba wasz autokar- powiedział.- Miłego dnia.
I poszedł, nawet nie czekając na odpowiedź. Emily odprowadziła go wzrokiem aż za duży, ośnieżony żywopłot.
Szkolne zauroczenie. Tak, to świetne porównanie do tego, co w tym momencie przeżywał Tom. Patrzył na Kathy Schuller, która właśnie opowiadała koleżankom co działo się w ten weekend, kiedy wyjechała z rodzicami na narty. Tak, ona była jedynaczką, jednak nie rozpieszczoną. Potrafiła dostrzec granice, co nie często udziela się małym, rozpieszczonym bachorom.
-Tom...- Emi szturchnęła kolegę, jednak on nie zareagował.- Tom!
-Słucham?!- Wrzasnął odwracając głowę w stronę przyjaciółki.
-Ciągle patrzysz się na Kathy. Dajże spokój, człowieku...- pomachała ręką przed oczami chłopaka, a ten, oburzony jej zachowaniem podszedł do swoich kolegów.
Emily westchnęła cicho zastanawiając się co teraz mógłby powiedzieć Bill, gdyby tu był, ale jedyne co przychodziło jej do głowy, to zdanie ‘on po prostu ją lubi’. Czy to rzeczywiście mógłby powiedzieć Bill?
-Cześć... Emily.- Powiedziała Kathy podchodząc do dziewczynki. Słowa ledwie co przechodziły jej przez gardło, więc widać było, że zaczyna rozmowę głównie z przymusu. Śliczna, trochę niższa od Toma, przypominająca momentami lalkę Barbie- cała Kathy. Możliwe, że Em nie znała jej na tyle dobrze, aby powiedzieć o niej coś bardziej... pozytywnego. W takim, czy innym bądź razie Kathy nie była tą, która łatwo zawierała przyjaźnie. Potrafiła być okropnie sucha, skąpa, a na dodatek rozwydrzona. Ale możliwe, że była też miła, przyjazna i... kochana... Nie, taka być nie mogła!
-Hej Kat.- Odpowiedziała jej krótko obdarowując jej przyjaciółki ironicznym uśmiechem.
-Widzisz Em, jest taka sprawa...
Em? Ona nigdy nie mówiła do mnie Em!- Pomyślała dziewczynka.
-Kathy, jeśli próbujesz zaprosić mnie na urodziny, to po prostu powiedz.- Powiedziała pewnie wierząc, że za chwilę zadzwoni dzwonek i rumieniec, który powoli zalewał jej twarz zniknie tak szybko jak się pojawił.
Ale dzwonek nie zadzwonił, a dziewczyna o blond włosach i jej koleżanki nadal stały przed nią wytrzeszczając gałki oczne.
-Daruj, ale wcale nie to miałam na myśli... To znaczy, nie chcę abyś przychodziła do mnie na urodziny... Sama rozumiesz, mam ograniczoną liczbę gości, więc...
-Tylko winny się tłumaczy.- Powiedziała Emily marszcząc brwi. Nie będzie naciskać. Kat, jak i Tom bardzo do siebie pasują: obydwoje są równie złośliwi i samolubni. Pasują do siebie?! Tfu, tfu! Ani trochę!
-Więc o co ci właściwie chodzi, Kath?- Zapytała dziewczynka, po czym nastała chwila milczenia.- Jeśli nie o urodziny, to o co?
-Jak już mówiłam, jest taka sprawa...- szepnęła blondynka marszcząc swój nosek.- Mogłabyś zapytać Toma, czy mnie lubi? Proszę?
Ach, więc o to jej chodziło!- Pomyślała rudowłosa, a w jej głowie roiło się od różnych odpowiedzi.
Króciutki dzwonek zadzwonił właśnie w tej chwili, ale ani Kat, ani Emi nie ruszały się z miejsca.
-Pytałam. Nie lubi.- Odpowiedziała sucho zabierając z ławki swoją torbę z książkami i ruszając do sali.
Czyżby przez przypadek wybrała złą odpowiedź?
6.
-I że niby co jej powiedziałaś?!- Krzyknął blondyn nie wierząc własnym uszom, po chwili zaczynając głośno kaszlać.
-Że Tom jej nie lubi...- przyznała się rudowłosa chowając twarz w poduszce przyjaciela.
-Ale... ale Emi! On ją bardzo lubi... Czasem mam prawo twierdzić, że się w niej zakochał!
Na te słowa Emily podniosła głowę, zaszokowana odpowiedzią blondyna. Nie miała siły nic z siebie wykrztusić.
-Coś ty narobiła, moja księżniczko?
-Bill, zlituj się... To nie moja wina!- Broniła się otwierając plecak i szukając zeszytu z języka niemieckiego.- Wiem, wiem. Tom ją naprawdę lubi. Ale ta odpowiedź... Wszystko przez to, że Kat mnie wkurzyła! A ta odpowiedź... to był impuls!
-Impuls, to traci moja mama dzwoniąc do koleżanki z Polski.- Powiedział Bill po czym obydwoje zaczęli się śmiać.
-Co się tu wyrabia dzieciuchy?!- Zapytał starszy bliźniak wchodząc do pokoju.
-O, jak miło, że wpadłeś. Masz, przepisuj Billowi lekcje.- Powiedziała Emi podając bliźniakowi cztery zeszyty.
-Świetnie.- Mruknął do siebie i usiadł przy biurku.
-Więc, jak już mówiłam Kat n i e zaprosi mnie na swoje urodziny...- Powiedziała Em patrząc kątem oka na reakcję Toma.
-Wiem.- Odpowiedział beznamiętnie.- Dzisiaj z nią gadałem. I muszę cię o coś poprosić, Emi.
-Wiecie chłopcy! Jak już późno... Muszę iść już do domu, bo chciałam jeszcze porozmawiać o czymś z tatą, mam nadzieje, że się nie gniewacie. No to do zobaczenia.- Powiedziała jednym tchem wymykając się szybko z pokoju.
Co mogła powiedzieć mu Kathy?! O Boże, co ja najlepszego zrobiłam...- myślała zbiegając ze schodów.
-Do widzenia, pani Simone!- Krzyknęła z korytarza, otworzyła drzwi i wybiegła jak najszybciej mogła.
Stanęła opierając się o zimną ścianę obok drzwi wejściowych do jej domu. Jak mogła tak kłamać? Przecież Tom bardzo lubi Kathy... A ona tak to rozegrała. Nie powinna była nawet odpowiadać. Jak ona przeżyje następne dni w szkole? Blondynka i jej koleżaneczki zabiją ją, jeśli dowiedzą się prawdy! Och...
-Emily?- Kobiecy głos wyrwał małą z przemyśleń.
Odwróciła głowę, aby zidentyfikować osobę, o lekko zachrypniętej, ale pięknej barwie głosu. I w tym samym momencie znieruchomiała, przypominając sobie obraz, który widziała dziś rano przed tym, gdy do jej pokoju wparował Richard. Coś jakby uderzyło w nią z taką siłą, której nie mogliby opisać nawet najlepsi naukowcy. A potem bariera, której ciężar przygniótłby jej najpiękniejsze myśli.
Nie miała czasu nawet oddychać, ani mrugnąć, choć na to nawet by się nie odważyła.
Jedno jest pewne. Scenę, która niegdyś utkwiła jej w pamięci czas rozpocząć na nowo.
Akcja.
7.
Patrzyła się w oczy nieznajomej, która właśnie teraz uśmiechała się do niej bardzo promiennie. Już chciała coś powiedzieć, wyciągnąć do niej rękę, ale drzwi uchyliły się, a w nich stanął wysoki mężczyzna. Emily odwróciła się spoglądając pytająco na ojca, który sam nie wiedział co ma robić. Jedyne z czego zdawał sobie sprawę to to, że stoi na krawędzi urwiska, i jeśli czegoś nie zrobi, będzie żałował tego do końca życia.
-Wejdźcie...- powiedział cicho otwierając szerzej drzwi. Nie dosłownie chodziło mu o to, aby właśnie tak postąpić. I choć uśmiech zagości na jego twarzy kobieta wiedziała, że nie jest tu mile widziana.
Obydwie wraz z Richardem weszły do jasnego, ciepłego salonu. Emily w głowie roiło się tysiące, miliony, miliardy myśli! To było wprost coś okropnego. Miała już jeden problem, a drugim była owa nieznajoma, która kogoś jej przypominała.
-Zrobić coś do picia? Emily? Anno?- Zapytał mężczyzna skacząc wzrokiem z jednej, na drugą. A więc ma na imię Anna...- pomyślała dziewczynka i skierowała wzrok na kobietę, lecz pech chciał, że i ona patrzyła wprost w jej tęczówki.
-Dziękuję.- Odpowiedziały razem, po chwili krępując się, że tak wyszło.
Chwila ciszy była dla nich przekleństwem. Słychać było tylko tykanie szwajcarskiego zegarka, który Richard przywiózł będąc na konferencji. Emily miała tego dość, niby jest cicho, a zamieszanie jak cholera!
-Czy ktoś mi może cokolwiek wyjaśni?- Zapytała głupio zaciskając ze złości małe piąstki.
-Emily, to jest Anna... Twoja... Jest twoją...- jąkał się ojciec szukając gdzieś właściwego, lecz innego określenia słowa, którego tak bardzo nie chciał z siebie wydusić.
-Jestem Twoją matką, Em. Przyjechałam z Polski, byłam w szpitalu, leżałam tam i przeżywałam koszmarny okres mojego życia dla ciebie, słońce. Nigdy nie chciałam dla nas źle, nigdy. Wiedziałam, że kiedy przyjdziesz na świat, coś się zmieni, i owszem, zmieniło się. Bardzo, bardzo dużo. Poznałam sens słowa ‘matka’, którego teraz twój ojciec tak bardzo pragnął uniknąć. Nie byłam dla ciebie bezduszna, jak twierdzą inni. Było mi żal, kiedy tato zabierał cię z naszego miasteczka, ale wiedziałam, gdzieś głęboko w sercu, że tak będzie lepiej. Lepiej dla ciebie. Dlatego wolałam, abyś zamieszkała z tatusiem na czas, kiedy...- zająknęła się, coś utkwiło jej w gardle, lecz tak bardzo chciała tego uniknąć! Łza spłynęła po jej policzku jak wtedy, gdy ostatni raz patrzyła na córkę. Mała była wtedy wystraszona, podzielała opinie rodziców, praktycznie nic nie rozumiejąc. Anna wiedziała, że teraz już tak nie jest. Że ten moment swojego życia Em zapamięta bardzo dobrze.- Na czas kiedy byłam w szpitalu odwykowym, aby oduczyć się palić, i... i pić, kochanie. Teraz jestem zdrowa, lecz przez ten cały czas, przez te sześć lat, zastanawiałam się czy uda mi się wyjść z nawyku, ale ciągle do niego powracałam i powracałam. Często wątpiłam, że uda mi się z tego wybrnąć, lecz nigdy nie zwątpiłam w to, że mnie kochasz, i że pragniesz mieć dwóch kochających cię rodziców. Nie mam pojęcia czy tak właśnie było, ale to zmotywowało mnie do rzucenia tego świństwa, a co najważniejsze do decyzji o przyjeździe tutaj, uściskania cię, i szepnięcia ci czegoś na ucho.- Anna zbliżyła usta do ucha Em tak, aby mogła usłyszeć jej szept.- Kocham cię.
Emily ze wzrokiem wbitym w morelowy, puchaty dywan, siedziała nieruchomo. Chciała się dowiedzieć coś o matce, ale nie w tak szybkim tempie. Co ma teraz zrobić? Wyjść i zostawić ich samych, czy może rozpłakać się i wtulić w matkę? Łzy stały już w połowie oczu, czekając na komendę dziewczynki. Przymknęła je lekko, po czym z powrotem otworzyła. Teraz już rzuciły się do biegu nowe, coraz to większe zły.
-Emily...- szepnęła kobieta, chcąc ją objąć.
-Poczekaj... mamo.- Powiedziała lekko odchylając się do boku.- Muszę to przemyśleć i jakoś przyswoić, i... idę do swojego pokoiku...
Mała rudowłosa dziewczynka podbiegła do drzwi, łapiąc zachłannie za klamkę i biegnąc do swojego pokoju, ile sił w nogach, aby przypadkiem nie wybuchnąć gorącym płaczem na środku półpiętra.
8.
Bill leżał na środku łóżka oczekując zbawienia, którym miała być malinowa, gorąca herbata. Bolało go gardło, nie mógł niczego przełykać, ale malinowej herbatki nie odpuściłby sobie nigdy w życiu.
-Była tylko truskawkowa, Bill...- do pokoju chłopca wszedł jego brat, Tom, trzymając w ręku czarny, duży kubek.
Półżywy blondyn nie ucieszył się tą wiadomością, ale jednak usiadł na łóżku i wziął kubek od brata.
-Przepiszę ci jeszcze matematykę i będę miał z głowy. Pójdę do Emily, bo muszę z nią o kimś pogadać.- Uśmiechnął się do brata. Bill na te słowa zmieszał się trochę przypominając sobie rozmowę, którą prowadził z dziewczynką.
-Byłbym wdzięczny, gdybyś jednak został ze mną i pograł w karty, albo w coś innego... Wiesz, Emily dziś musi robić porządki z tatą, więc nie znajdzie czasu na jakąkolwiek rozmowę, nawet, jeśli trwałaby tylko pięć minut.- Wymyślił Bill, po czym z powrotem zatopił usta w herbacie.
-Jeśli tak sądzisz...- powiedział Tom, nie do końca wierząc bratu.- Cóż, pogadam sobie z nią jutro, a dziś rozwalę cię w grze w durnia!
Bill odetchnął na słowa brata. Nagle, z rogu pokoju rozniósł się głośny sygnał. Tom odskoczył od biurka, podbiegając do małego stołka i biorąc z niego krótkofalówkę.
-Cześć chłopaki...- powiedziała Emily jeszcze trochę zapłakanym głosem.
-Em? Co się stało?- Pytał Tom.
-Bardzo dużo... Mogę do was na chwilkę wpaść?
-Jasne, dopiero dochodzi szósta, więc mama wraca za trzy godziny. Czekamy tu na ciebie. Bez odbioru.- Powiedział przejęty, po czym się rozłączył.
*
-Więc jest twoją matką?- Bill wytrzeszczył na nią swoje czekoladowe tęczówki.
-Na to właśnie wygląda... W dodatku jest z Polski, pewnie zechce mnie tam ze sobą zabrać...- powiedziała smutno.
-Wątpię w to, ale cóż, tak też może się zdarzyć. Są też plusy całej sytuacji.- Powiedział pewnie Tom, starając się gadać mądrze.
-Tak? Jakie? Oświeć nas...- poprosił go Bill przyglądając się swoim paznokciom, i myśląc, którego można by jeszcze schrupać.
Starszy bliźniak podszedł do biurka biorąc z niego paczkę żelek, po czym włożył do ust czerwonego misia.
-Myślę, że jeśli twoi rodzice z powrotem się zejdą, wtedy Elizabeth odejdzie w niepamięć.- Uśmiechnął się Tom nadal przeżuwając misia.
-To bardzo... pocieszające.- Szepnęła Emily kładąc się na łóżku Kaulitzów.
-A właściwie, Em. Mogłabyś coś naopowiadać Kathy o mnie...?- Zapytał niepewnie Tom, a Emily tylko zamknęła oczy i nic nie odpowiadała. Pomyślała, że jest skończoną idiotką, która nie potrafi naprawić własnych błędów. Jeżeli by się już nawet zdecydowała, Kathy wyśmiała by ją. Czy wszystko musi być tak pogmatwane?
-Chyba żartujesz! Sam z nią pogadaj, stary. Nie znasz się na laskach.- Zaśmiał się Bill usiłując zapomnieć o wskazującym palcu, który smakował wybornie.
-W przeciwieństwie do ciebie, Bill, miałem już dziewczynę!- Krzyknął piskliwym głosem.
Em otworzyła oczy uśmiechając się pod nosem, po czym z powrotem usiadła przyglądając się Billowi, który był bardzo zajęty.
-Bill!- Krzyknęła, po czym uderzyła go po dłoni.- Czy tobie jeść nie dają?
-Ała!- jęknął Kaulitz masując dłoń, na której poczuł miliony mróweczek.- Mam zimne ręce, to boli jeszcze bardziej- wyszczerzył się.
-Muszę już iść... Na pewno się martwią. Oboje.- Powiedziała Emily kompletnie ignorując obolałą dłoń przyjaciela.
-Jutro przyjdziemy. I nie zamartwiaj się na zapas...- szepnął Tom zasiadając do komputera.
Bill zdecydował się odprowadzić dziewczynkę do drzwi, w końcu musiał jeszcze zapytać się o jedną sprawę, która nie dawała mu spać, a jeszcze trochę się z nią pomęczy, i nie będzie mógł funkcjonować jak normalny człowiek.
-Emily, ja wiem, że masz dużo na głowie, zwłaszcza teraz...- zaczął podając dziewczynce różową kurtkę.- Ale nie mogę z tym zwlekać, bo jutro zaczynają się zapisy. Będziesz chodziła na te tańce...?
Em podniosła głowę, a czarne sznurówki wypadły jej z palców. Bill zawsze wybierał najbardziej niewłaściwy moment na takie sprawy. Stuprocentowy facet z niego.
-Sama nie wiem, decyzja nie należy tylko do mnie.- Uśmiechnęła się mimowolnie z powrotem biorąc sznurówki w obroty.
-Wiem, wiem... Ale do jutra musicie zadecydować, bo w szkole zaczynają się zapisy.
-Dobrze, Bill. Nie martw się.- Powiedziała owijając szyję białym szalikiem, po czym wyszła z domu Kaulitzów.
*
Emily codziennie rano zajęta była szukaniem pasujących do siebie skarpetek, a kiedy udawało jej się to zrobić, ubierała się w swój mundurek, zarzucała różowy plecak na ramię i wędrowała na dół, będąc pewna, że ciepłe śniadanie już na nią czeka. Lecz nie tym razem. Dziś zeszła na dół, ale ani widu, ani słychu, żeby ktokolwiek przygotował jej coś na śniadanie. Szła powoli przejeżdżając opuszkami palców po zimnym blacie stołu, przyglądając się małej kartce na lodówce. Zaczęła składać do siebie małe literki, po czym odczytała głośno:
-Płatki są w mikrofali, musiałem szybko wy... wy... jechać do pracy... Mama śpi w goś... goś... cinnym pokoju. Tatuś.
Ucieszyła się na myśl o tym, że dziś nikt nie uczesze ją w żadne głupie warkoczyki, lecz gdy tylko wyjęła jedzenie, zobaczyła mamę z grzebieniem w ręku.
-Mamo, mogłabym dziś pójść w rozpuszczonych włosach?- Zapytała niepewnie zasiadając do stołu.
-Kochanie, nie będziesz mogła pisać, masz tak długie włosy, że będą tylko plątać ci się pod nogami- zaśmiała się kobieta.- Poza tym, dziś chyba idziecie z klasą na sanki, mama bliźniaków mi wspominała.
-Skąd znasz panią Simone? I skąd wiesz, że ma dzieci?- Zapytała dziewczynka, lekko zdenerwowana.
-Przez cały ten czas, kiedy byłam w zakładzie, utrzymywała ze mną kontakt. A znamy się już od dawna.- Uśmiechnęła się kobieta przeczesując grube pasma włosów.
Emily zastanawiała się dlaczego w takim razie jej ojciec nie kontaktował się z kobietą. Jeśli mogła to robić przyjaciółka, więc mąż tym bardziej. Chyba, że nie chciał, to już inna sprawa...
-O, Bill. Tyle tylko, że... bez Toma.- Pisnęła kobieta związując grubego warkocza.
Emily ubrała szybko kurtkę, i wyszła tak szybko, że Bill ledwo dotarł do bramy, a ta jak oparzona wybiegła do niego, zapytać czemu Tom nie przyszedł razem z nim. Czyżby Kathy zatrzymała się wczoraj u babci? Babcia Kathy mieszkała w małym domku, niedaleko małego sklepiku.
-Bill, Bill! Gdzie jest Tom?!- Krzyknęła.
-Mama Kathy, razem z nią, przyjechała po niego, bo ona nocowała u...
-Nie kończ.- Powiedziała zdenerwowana.
-Jesteś zazdrosna?- Zapytał Bill, sam nie wierząc, że w ogóle zadał takie idiotyczne pytanie. Jasne, że nie!
-Tak!- Krzyknęła nie zastanawiając się ani chwili.
9.
Zazdrość, to jedyne o co Bill nigdy nie podejrzewał Emily. A już na pewno nie jeśli chodzi o jego brata. Właściwie, to był przekonany, że dziewczynka lubi go bardziej...
-Słuchaj...- powiedziała cicho Em kiedy byli już w drodze do szkoły. Szyby autobusu dygotały, a kierowaca do tego włączył płytę jakiegoś zespołu, który grał głośną, nieprzyjemną dla uszu dziewczynki muzykę. Cóż, można przyznać, że nie było wielkich szans na rozmowę.
Bill tylko odwrócił głowę w stronę dziewczynki nawet nie patrząc jej w oczy.
-Bill, jak do Ciebie mówię, to chociaż na mnie popatrz...- powiedziała wolno, ale chłopak w dalszym ciągu przypatrywał się drzewom rosnącym gdzieś w oddali.- Dobra, nie musisz na mnie patrzeć... Nie chciałam tego powiedzieć. Właściwie nie wiem co mnie naszło. Sądzę, że ona nie jest dla Toma i...
-Więc powiedz to jemu, a nie mi.
-O co ci chodzi?- Wycedziła przez zęby.
-O nic.- Odpowiedział krótko, wcale nie wzruszony tym, że Emily jakby coraz bardziej czerwienieje ze złości.
-Dobra panie dąsuś! Jak sobie pan chce!- Powiedziała zdenerwowanym tonem i odwróciła się prawie całkiem do szyby.
Bill nie miał ochoty na pogawędkę, nie chciał żeby Em w jakikolwiek sposób się mu usprawiedliwiała. Był za to zasłuchany w mocno brzmiącej muzyce. Spodobała mu się. Pomyślał, że Emily zacznie się przejmować po tym, jak wyjdą z autobusu i muzyka ucichnie. Narazie stawiał sobie ją na pierwszym miejscu.
*
Tom siedział na ławce, przyglądając się szkolniej gazetce, a Kathy i jej przyjaciółka Sue, będąc w bezpiecznej od niego odległości, rozmawiały o nim w najlepsze śmiejąc się i podniecając z każdej jego miny.
-Tom.
Chłopak nawet nie odwracał głowy, bo wiedział do kogo należy ten głos. W końcu poznałby go zawsze i wszędzie.
-Nooo?- Zapytał mimowolnie przeciągając samogłoskę. Sam nie wiedział co go tak zmęczyło. To, że mama Kathy jest strasznie troskliwa i jakby w nim zakochana, czy to, że dzisiaj poniedziałek.
-To twoja wina.
W tej jednak chwili blondyn popatrzył na chłopca siedzącego obok. Był zły. Bardzo.
-O co biega ciii?*
-Jakbyś nie wiedział. Emily jest znowu na mnie zła! Nazwała mnie dzisiaj... jak to... dąsuś nazwała! Powiedziała do mnie dąsuś, rozumiesz?
-Bo się dąsałeś zapewne, no nie?- Zapytał go brat.
-Od kiedy jesteś taki mądry? Zresztą nieważne. Em jest zazdrosna! Zazdrosna o ciebie.
Tom otworzył szerzej oczy patrząc na swojego rozmówcę ze zdziwieniem. To znaczy, że ona nie chciała się ze mną tylko przyjaźnić- pomyślał, rozpogadzając się nagle. W końcu zawsze lubił podobać się dziewczynom.
-Suuu... to znaczy, straaa, straszne. Musimy coś z tym natychmiast zrobić, prawda?- Zapytał Tom z powagą.
-Dzięki, brat. Wiedziałem, że moge na ciebie liczyć.
-No, to idę zapytać, czy zechce ze mną być.
-Że co?!- Krzyknął młodzy Kaulitz łapiąc swojego bliźniaka za ramie.- Co powiedziałeś?
-Przecież się z ciebie nabijam!- Krzyknął Tom śmiejąc się w najlepsze.- Rany, jaka mina, co za mina, o matko!
Tak więc Tom pokładał się ze śmiechu, a Bill nie bardzo wiedział co o nim mysleć. Czy wariactwo jest zaraźliwe? A może rodzinne?
-Żadna dziewczyna nie będzie i nie jest w stanie nas skłócić. Jesteś dla mnie najważniejszy, a Em to przyjaciółka.- Uśmiechnął się do niego.
*
Emily myślała jednak inaczej. Całkiem inaczej. Widziała błąd w tym, że powiedziała te głupie 'tak'. Ale teraz nie bardzo mogła coś na to poradzić. Może lepiej pogada z nimi. I z Tomem, i z Billem. O Kathy i w ogóle. jakoś trzeba będzie to odkręcić. W dodatku wypad na sanki został przełożony, jak i dwie godziny szkolne. Pani Haylin, ich wychowawczyni, miała ważne sprawy do załatwienia. Cóż, lepiej dla uczniów.
Dlatego teraz dziewczynka maszerowała przez korytarz szkolny kierując się do wyjścia. Ani razu w ciągu tego dnia nie odezwała się do bliźniaków i miała sobie to za złe. Ale z natury jest upartym dzieckiem. I jakoś nie śpieszyło się jej, aby to zmienić.
Złapała za klamkę od potężnych drzwi, jednocześnie zauważając na nich plakat.
-Kurka pieczona!- Krzyknęła zaciskając zęby ze złości. Spojrzała szybko na zegrek, który otrzymała od znajomego taty. Wybijała na nim równo za pięć piętnasta.
-Gdzie ty masz głowę, dziewczyno...- Mówiła do siebie biegnąc przez korytarz do sekretariatu. Jeszcze tylko jeden zakręt i będzie prawie na miejscu.
-Uważaj!- Krzyknął jakiś głos w ostatniej chwili, po czym zderzył się z dziewczynką.
-Przepraszam, przepraszam! Strasznie się śpieszyłam, nie chciałam.- Emily zaczęła szybko tłumaczyć się nieznajomemu.
-Nic nie szkodzi...- Powiedział niepewnie.- Jestem Andreas.
-Miło mi- uśmiechnęła się dziewczynka.- Emily.
dis is di end.
nie wytykajcie błeNdUffffff.
nie czytałam nawet. xd
znowu pisupisu xd
jeeeeha. ;dd
dzięki, helć. ;*
pożdrawiam.
kogośtam. ;d
;**
|
|
Pią 20:14, 22 Sie 2008 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|